
50-cio lecie pracy w krawiectwie, obchodziłem hucznie – niczym jakiś bonzo!
Najpierw w Urzędzie Miasta uroczystość z przemówieniami marszałków, wojewodów, prezydentów, prezesów, dyrektorów, wszelakiej maści notabli i urzędników. Ach! jakie laurki! medale, odznaczenia, dyplomy… (Nawet od samego Prezydenta RP). Odznaczenia nie tylko dla mnie, ale dla mojej pracowniczej braci – mistrzów krawieckich zatrudnionych u mnie od dziesiątków lat. Bukiety, prezenty, operowy głos artystki śpiewającej z nami sto lat! Lał się szampan i krojono ogromniasty tort.
Wieczorem odbył się bal na sto fajerek!
Do restauracji na Kamiennej Górze w szpalerze stojących krawieckich manekinów prowadził gości czerwony dywan. W ładnej dużej restauracyjnej sali, zasiadali przy suto zastawionych stołach trójmiejscy oficjele i, od dziesiątków lat najwierniejsi moi klienci – jednocześnie sponsorzy. Przyjaciele z Rotary odczytali na moją cześć laudację.
Przemówienia, przemówienia… Aktorzy czytali urywki z mojego „Życia skrojonego na miarę” nie zabrakło telewizji, a orkiera Detko-Bent rżnęła całą noc na całego! – jednym słowem FETA na cześć jubilata – gdyńskiego krawca obchodzącego 50 lecie pracy w zawodzi.
Tak było 10 lat temu.
19 marca 2019 roku minie 60 lat – od kiedy przestraszony odpowiedzialnością za swoje przyszłe życie 19 letni chłopak, przyjechał z tekturową walizką ze Słupska do Gdyni, na ul Starowiejską, do pracowni krawieckiej uczyć się krawiectwa u swojego stryja Józefa Wiśniewskiego… – Czas… Mgnienie o którym może nawet nie warto wspomnieć…